wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział 8

Przepraszam że tak długo nie było rozdziału po prostu nie miałam czasu żeby cokolwiek napisać. Jednak pojawiam się dzisiaj z nowym rozdziałem i chciałabym podziękować Kasumi Amane za motywujący komentarz. Ps. Specjalnie napisałam Lejla bo mnie się tak lepiej podoba, kwestia gustu :P Nie przedłużając oto rozdział :
---------------------------------------------------------------- 
Obaj chłopcy zeskoczyli zwinnie z drzewa i skierowali się na dziedziniec, dotarli tam równo o ósmej. Loretta razem z resztą uczniów już tam byli.
-Gdybyście się spóźnili nie miała bym litości-zawyrokowała.
-Ale jesteśmy na czas więc nie ma problemu.-odpowiedział je Potter z milutkim uśmiechem.
-Wasze szczęście, a teraz ustawić się w szeregu-kiedy już wykonali wszyscy polecenie kobieta kontynuowała -Jak już wiecie nazywam się Loretta Wolfien, w realu jestem żołnierzem sił specjalnych. Abym mogła was nauczać użyto na mnie tej samej metody co na was, czyli manipulacji czasu. Mam nadzieję przyswoicie sobie wiedzę którą chcę wam przekazać.-coś w jej spojrzeniu mówiło że lepiej jej nie drażnić. -Lekcje ze mną to głównie ćwiczenia fizycznie i nauka walki różnymi sposobami z wykorzystaniem broni lub bez.  Będziecie się również uczyć myślenia taktycznego. Najpierw jednak chciała bym zobaczyć na jakim poziomie jesteście , dlatego każdy za was spróbuje mnie zaatakować pojedynczo. Możecie użyć dowolnej broni z tego stołu-wskazała na dużą ławę zastawioną najróżniejszymi broniami od sztyletów i pistoletów do guan-dao i mieczy.-możecie korzystać też z tej waszej magii. 
-Mam pytanie- odezwał się wysoki chłopak o blond włosach przechodzących miejscami w brąz i szaro-fioletowo-niebieskich oczach, w wardze  miał kolczyka z łańcuszkiem kończącym się dopiero w jego lewym uchu -Mówisz że możemy używać czarów, ale od w przypadku Avady Kedavry padniesz martwa, zdajesz sobie z tego sprawę? 
-Najpierw chłopcze musiał byś mnie trafić  a aż tak dobry jeszcze nie jesteś. Każde z was będzie podchodziło pojedynczo . Mówicie imię, nazwisko, wiek i jakiego boga jesteście dziedzicem.
-Proszę pani?-zapytała nie śmiało unosząc rękę, niewysoka blondynka z długimi włosami związanymi w dwa kucyki, miała błękitne ciepłe oczy.
-Co znowu?
Bo pani mówi że możemy używać magii ale jak my niby mamy czarować?
-Echh Potter ty jej wytłumacz, lepiej się znasz.
-No wie pani co? To pani chyba powinna uczyć nie ja.-czarnowłosy uśmiechnął się wrednie.
-Arogancki bachor. jesteś uczniem więc stosuj się do poleceń nauczyciela.
-Taaaaaaaaakkk jeeeeeest. No dobra jak masz na imię?-zwrócił się do dziewczyny która zadał pytanie. 
-Angel.
-Więc Angel...
-Nie zaczyna się zdania od więc
-Pani profesor kazała pani mi mówić to niech pani chociaż nie przerywa-warknął- Wracając istnieje coś takiego jak magia i ludzie którzy się nią posługują nazywani czarodziejami ludzie nie potrafiący tego są przez nas nazywani mugolami. Ja jestem czarodziejem jak Chris i prawdopodobnie on-wskazał na chłopaka z kolczykiem.
-A skąd wiesz że ja też?
-Bo wspomniałeś o zaklęciu zabijającym. Tak więc my potrafimy używać czarów. Zaprezentować?-Loretta tylko kiwnęła głową, a Harry natomiast machnął różdżką i w okół niego uformowała się ogniste płomienie. Płomienie po chwili zmieniły się w lodową mozaikę 3D po czym po prostu popękał i zniknął.
-Coś takiego mniej więcej, rozumiesz teraz?
-To nie fair bo wy w takim razie macie uproszczone zadanie-oburzyła się dziewczyna.
-Nie prawda.

wtorek, 30 września 2014

Rozdział 7

       Nikt jednak nie zauważył, że z sali zniknął jeden z uczniów. Christopher dyskretnie poszedł za Harrym, chciał z nim porozmawiać. Czuł, że chłopak jest do niego podobny nim się obejrzał znajdował się w ogrodzie. Kruczowłosy siedział na murku fontanny i  wcinał ostatnia kanapkę. To co płomiennowłosego zaskoczyło najbardziej to to że jego mały kociak siedzi sobie najspokojniej w świecie i daje się Harremu głaskać.Gdy zielonooki zauważył dodatkowa obecność spojrzał na róznookiego wzrokiem tak zimnym, iż miało się wrażenie, że temperatura spadła o kilka dobrych stopni. Mimo to Chris podszedł do niego i wyciągnął rękę, a kociak momentalnie wskoczył mu na ramię i potarł pyszczkiem o jego policzek.
- Nero nienawidzi ludzi, więc jestem zaskoczony, ze dał ci się pogłaskać.- mówiąc to chłopak usadowił się na gałęzi starego dębu znajdującego się niedaleko fontanny.
- To twój kot?
- Nie do końca. Opiekuję się nim, ale nie jest mój. To dziki zwierzak, ale lubi moje towarzystwo, można powiedzieć, że jest moim przyjacielem
- Dziwna logika.
-Po prostu może robić co chce, może odejść, może zostać ja go do niczego nie zmuszam - Nero zamruczał głośno z zadowoleniem i sturlał się na kolana swojego opiekuna.Gdy ułożył się do drzemki,
- Więc po prostu pozwalasz mu być wolnym. Wiesz, że wolność to pojęcie względne?
- Tak, każdy rozumie ją inaczej, zależy od punktu widzenia.
- Po co właściwie za mną przyszedłeś?
- Chciałem pogadać
- Jesteś zadziwiająco szczery, większość ludzi w tym momencie zaczęłaby wymyślać jakieś wymówki
- Bo po co szukać wymówek, skoro i tak byś wiedział że skłamałem.
- Co prawda to prawda - Potter idąc za przykładem rówieśnika, również wspiął się na drzewo i usiadł na gałęzi.
-Harry Potter chłopiec, który znowu niestety przeżył- wyciągnął dłoń do Chrisa  który ja uścisnął.
- Christopher Logan chłopiec, który na swoje nieszczęście jeszcze żyje - na to stwierdzenie oboje zachichotali.
- Jesteś na kursie magicznym?
- No, do tej pory chodziłem do szkoły magii i czarodziejstwa we Włoszech, a teraz trafiłem tutaj
- Ja chodziłem do Hogwartu i zastanawiam się czy nie rzucić tej szkoły.
- Dlaczego?
- Przez tego popierdolonego manipulatora, potocznie zwanego dropsikiem
- Aaa mówisz o dyrciu. Miałem zajebiste nieszczęście go poznać. Zastanawiam się jakim cudem się tymi swoimi cytrynowymi dropsikami nie udławił.
- Nie wiem jak można jeść tyle cukru
- Nie o to chodzi, bo jak o słodycze to ja mogę je wżerać godzinami, ale dropsy szczególnie te cytrynowe, są ohydne.
- Czekaj... wżerasz słodycze non stop.- w glosie Harrego było słychać niedowierzanie.
- No a to dziwne?
- Tak, jakim cudem jesteś tak szczupły?
- Normalnie. Szybka przemiana materii i dużo ruchu. Poza tym co ja dziewczyna, żeby się figurą przejmować?
- To po prostu niesamowite
- Wiem bo to ja jestem niesamowity.
- I do tego skromny
- A żebyś wiedział
- Uważaj bo cie twoje ego przerośnie.
- Oj daj spokój, wiem że jestem niski i nie musisz mi tego przypominać.Biorąc pod uwagę to miejsce to ja jestem baaardzo skromny.
- Punkt dla Ciebie Christopher.
-Błagam tylko nie pełnym imieniem Chris wystarczy
-Hooo? Nie lubimy swojego imienia?
- Lubimy, ale jest długie i ona zawsze używa pełniej formy.
- Kto?
- Moja macocha i ten jej synuś kochany
- Nie lubisz jej?
- A mam powód, żeby lubić?
- To witam w klubie. Ja swojej rodziny tez nie znoszę, ale na szczęście mam paru przyjaciół.
- Ja nie mam wcale no może oprócz Nero.
- Dlaczego?
- Bo nie lubię, ciemnej masy która potrafi tylko ranić i myśleć jedynie o sobie potocznie zwanej ludźmi
- To dlaczego ze mną rozmawiasz?
- Po twoim występie, za który wielkie brawa ci się nalezą - płomiennowłosy zaklaskał z rozbawieniem - Pomyślałem, ze możesz być do mnie podobny.
- Jakby nie było nasz światopogląd wcale tak bardzo się nie różni
- Ale chyba będzie jeśli pójdziemy na lekcje, jest za pięć ósma- mówiąc to wskazał wieże na której znajdował się duży zegar
- A wiesz chociaż gdzie mamy lekcje?
- Mniej więcej. Pierwszą lekcję mamy z Lorettą Wolfen i mamy ja wszyscy, kazała zebrać się na dziedzińcu, ale są dwa i nie wiem o który jej chodziło.
- Pewnie każe nam ćwiczyć
- No to ten boczny dziedziniec w takim razie.Idziemy?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Sorry, że tak długo nie było rozdziału. Mam nadzieję, że ten się podobał.

piątek, 18 lipca 2014

Rozdział 6

Przepraszam że tak długo ale nie miałam w ogóle czasu. A teraz zapraszam do czytania.
-------------------------------------------------------------

-Właśnie widzę. Ja natomiast czuję się nieco skrępowany. Nie lubię kiedy tyle par oczu jest skierowane w moją stronę.-powiedział przyciszonym głosem mężczyzna.
-Myślał by kto. Poza tym to twój problem.
-Na prawdę jesteś okropny. Mógłbyś choć trochę współczucia okazać. Bezdusznik.
-To może z okropnego zmienię się na sadystycznego co? Ale nie gwarantuje że przeżyjesz.-w tym momencie uśmiech Harrego wyglądał niczym, uśmiech wygłodniałego demona czekającego na twoją duszę.  Po chwili jednak parsknął śmiechem widząc jak Jon chowa się a wysoką kobietą, o brązowych długich włosach i tego samego koloru oczach. Ubrana była w wojskowo-podobny uniform.-Serio? Poważnie  Jon? Aż tak straszny jestem?-zapytał z rozbawieniem i nutką ironii w głosie. Mężczyzna natomiast bardziej schował się za ramieniem kobiety i zaczął energicznie kiwać głową na tak.-Możesz to uznać jako odpłatę za wczoraj, kiedy to nieudolnie próbowałaś mnie straszyć.
-Skończyliście już?-zapytała owa kobieta.-Tak przy okazji Loretta Wolfen jestem.
-Cześć, Harry Potter jestem ale to już zapewne wiesz, zapewne będziesz mnie uczyć, czy tak?
-Zgadłeś i... Och na miłość boską odwal się Ventus.
-Ale ja się go boje...
-Ale spokojnie przecież nic Ci nie zrobię.-powiedział czarnowłosy z miłym uśmiechem po czym dodał mrożącym krew w żyłach głosem - Na razie- i znowu parsknął śmiechem widząc reakcje mężczyzny który niemal płakał.
-Możesz już go przestać straszyć?-zapytała kobieta próbując jakoś ukryć uśmiech.
-No ale on sam się o to prosi... No dobra-dodał widząc jej minę.
-Jak małe dzieci... Dobra panienki ogarnąć się bo to wasze przedstawienie trwa już dobrą chwilę a ja nie mam zamiaru dalej tego wysłuchiwać.-powiedział czarnowłosy, dobrze zbudowany mężczyzna z lekceważącym uśmieszkiem na ustach.
-Najmocniej jaśnie pana przepraszam że przeszkadzam. Może w ramach przeprosin jebnę Ci avadą i przy okazji sprawdzę czy w końcu mi wyjdzie?
Nie podskakuj młody bo se nóżki połamiesz. Jak jeszcze pewnie nie zauważyłeś niestety będę miał tę wątpliwą przyjemność nauczania cię. A wież mi we mnie wroga nie chcesz mieć.
-Och nie już się boję, patrz aż mi się nogawki trzęsą. -Harry wykonał dramatyczny gest niczym umierający, przykładając rękę do piersi. -Błagam cię cały świat jest przeciw mnie, jedna osoba więcej do kółka różańcowego nie robi mi różnicy.
-Żebyś się nie zdziwił. To że jesteś jego potomkiem nie znaczy że możesz wszystko.
-Serio? Myślisz że to że jestem potomkiem boga podziemi coś zmienia? człowieku, mając rok straciłem rodziców, skasowałem Voldiego, dostałem jebaną błyskawice i tą pieprzoną sławę. jak miałbym być szczery to chyba wolałbym urodzić się jako zwykły mugol, nie mieć o niczym pojęcia i żeby nikt ode mnie nie wymagał, żebym w wieku szesnastu lat stał się cholernym barankiem ofiarnym mającym zbawić świat.
-Co wychowywanie w luksusie i sławie nie odpowiada, ty rozpieszczony bachorze?
-Sława, luksus?- Harry wybuchnął histerycznym śmiechem, po chwili jego oczy zalśniły zielonym blaskiem a magia zebrała się wokół niego oplatając go czarnymi wstęgami- Nie rozśmieszaj mnie. chcesz wiedzieć jak wyglądało moje życie? Skoro tak pokarze ci.- Czarna mgła pomknęła w stronę Tyrona a ten znieruchomiał. W tym momencie widział dokładnie przeszłość chłopaka i nie mógł uwierzyć w to co widzi. Piwnica, łańcuchy, krew, ból, samotność... Resztę pominę milczeniem. Mężczyźnie zawsze wydawało się że Potter jest rozpieszczonym bachorem który non stop potrzebuje uwagi. Ale sceny które widział przerażały go. Tyron miał wrażenie jakby minęły godziny a tak naprawdę trwało to kilka sekund.
-Ty..-zaczął ale zielonooki tylko go minął  podszedł do stołu  i wziął sobie tosta z dżemem różanym i wyszedł.
-Ej Tyron, żyjesz?- zapytała Lejla, kobieta o długich białych włosach i twarzy niczym lalki. W końcu mężczyznę ciężko było zaszokować a obecnie widać było że w takim stanie się znalazł.
-On... To... muszę się napić.- mówiąc to wyszedł z jadalni.
-Co jest grane?- zdziwiła się Loretta
-Po prostu zobaczył coś czego nigdy się nie spodziewał zobaczyć. Ludzi nigdy nie ocenia się po okładce i plotkach.A poza tym ten dzieciak jest cholernie interesujący.-powiedział Shoen uśmiechając się drapieżnie i po chwili już go nie było.
-No to mamy problem-westchnęła kobieta-Jeżeli Shoen uważa Pottera za interesującego  to i my i chłopak mamy przejebane. Co myślisz Daren?
-Jeżeli mam być szczery to oni rozwalą ten zamek, jeżeli do końca szkolenia będzie on w całości to możemy uznać to za cud najwyższej wagi.
-No to mamy problem.

środa, 11 czerwca 2014

Rozdział 5

Harry obudził się koło szóstej. Po kilku minutach wylegiwania się w wygodnym łóżku wstał i poszedł wziąć krótki prysznic. Ubrał się w czarne dopasowane rurki, koszulkę tego samego koloru z rękawem trzy czwarte, na której widniał srebrny wąż oplatający Harremu klatkę piersiową. Na to założył wygodną czarną bluzę z kapturem która i na kapturze i na rękawach miała mięciutkie szare futerko. Na nogi założył czarno-zielone conversy i jeszcze wisior od boga podziemi. Sam stwierdził widząc swoje odbicie że wygląda świetnie. Wziął różdżkę i wyszedł na korytarz. Chciał się jeszcze trochę rozejrzeć i tak jak polecił mu Jonathan szedł za intuicją. Po drodze do jadalni natknął się na ogromną bibliotekę z której na pewno w przyszłości nie omieszka skorzystać. Nie żeby był jakimś maniakiem literatury. Po prostu ostatnio męczył go głód wiedzy. Poza tym od czasu do czasu lubił przeczytać porządną książkę. Dochodziła siódma i chłopak skierował się wprost do jadalni. Nie wiedział jak po prostu podświadomie wiedział gdzie ona jest. Otworzył drzwi i wchodząc rozejrzał się obojętnie po pomieszczeniu, powoli jego emowate  "ja" zaczynało dochodzić do głosu. Bo w końcu Harry Potter, wybawca magicznego świata itd. jest ewenementem. Jego osobowość łączy w sobie osobowość emo, dzikiego kota, zamkniętego w sobie chłopaka, rozrywkowego, melancholijnego i jeszcze miał małe zapędy sadystyczne i był doskonałym aktorem. Taki cholernie skromny zasób świadomości połączony w jedną. I nie Harry nie miał rozdwojenia jaźni i zaburzeń psychicznych po prostu humorki mu się zmieniają jak kobiecie w ciąży. Wcale nie był małym i niewinnym barankiem jasnej strony. Czasami jego mordercze intencje stawały się wręcz namacalne, całe szczęście jest świetnym aktorem. I nie nie jest psychopatom i mordercą... W każdym bądź razie jeszcze. Ale wracając do tematu, kiedy rozglądał się po pomieszczeniu, w którym nawiasem mówiąc trwało już śniadanie, ktoś z rozpędu rzucił się na niego od tyłu. Wrodzona zręczność i refleks ćwiczone dodatkowo latami, sprawiły że jego ciało samo wykonało błyskawiczny unik, a osoba która się na niego rzuciła leżała teraz na podłodze jęcząc z bólu. Tą osobą okazał się nie kto inny niż sam Jonathan, obecnie zbierający się z marmurowej posadzki. Harry widząc to westchnął ciężko i przejechał ręką po twarzy.
-Ty jesteś tak głupi czy tylko udajesz?-zapytał zielonooki.
-Jesteś okrutny-jęknął białowłosy.-Ja tu się chcę przywitać a ty co? Odsuwasz się to bardzo niemiłe.-powiedział mężczyzna za łzami w oczach.
-Ja Ciebie prosze... Co za normalny człowiek rzuca się na kogoś od tyłu i z zaskoczenia kiedy chce się przywitać? I jeszcze w dodatku doskonale wiedząc że równoznaczne jest to w najlepszym wypadku z trwałym uszczerbkiem na zdrowiu?
-Ja nie jestem normalnym człowiekiem jakbyś zapomniał.-powiedział obrażony burszytnowooki na co Harry udał chwilowe zamyślenie
-A tak wybacz zapomniałem, masz nierówno pod sufitem, zwiałeś z psychiatryka i ganiasz z nożem w ręku ludzi po mieście. Wybacz mój błąd że zapomniałem i nazwałem normalnym.
-Aaaaa.... Twoje słowa aż ociekają ironią a ta dawka mogła by zabić.
-To ciesz  się że jeszcze żyjesz.
-Łaaa, zaczynam się ciebie bać.
-Ale że mnie? Nie no co ty Jonathan. Ja przecież tylko podobno jestem masowym mordercą, mam zaburzenia psychiczne, kompleks bohatera i pomogłem seryjnemu mordercy zwiać przed dementorami co de facto jest prawdą. A w dodatku jestem walniętym wampirem poszukującym swojej nieszczęśliwej miłości. Ale spokojnie to przecież  całkowicie normalne.-głos czarnowłosego wręcz ociekał ironią, gdyby to było możliwe lała by się ona teraz po posadzce.
[I chwila wprowadzenia. Harry i Jonathan przed dotarciem do szkoły zdążyli się nieźle poznać. Harry pierwszy raz był naprawdę sobą, a że lot był długi to sobie chłopcy opowiedzieli o swoim życiu. Nie opisywałam tego bo zagrozili że mi kuku zrobią jak napiszę. Ale nie martwcie się kiedyś opiszę wam tę rozmowę bo nawiasem mówiąc była niesamowicie pasjonująca. Ale wracając do tematu, kontynuujmy tam gdzie wcisnęłam pauzę.]
-Tak Harry, ja się ciebie słoneczko na serio boję. "Słowem miecz pokonasz" znasz powiedzenie?
-Heh, to co żeś chciał?
-Przywitać się-powiedział z wyrzutem- A przy okazji zapoznać cię z nowymi znajomymi i nauczycielami. Ale jako że spostrzegawczości ci nie brak, to pewnie od kilku minut jesteś świadom że znaleźliśmy się w centrum uwagi, a obecni tutaj gapią się na nas z dość oryginalnymi minami.
-Ta nie da sie nie zauważyć. Ale ja już dawno przestałem zwracać na to uwagę.-mówiąc to Harry wzruszył tylko ramionami i spojrzał wrednie na Ventusa, któremu najwyraźniej ta sytuacja się wcale nie podobała.


-------------------------------------------------------------

I tyle. Coś mi chyba ten rozdział nie bardzo wyszedł...

poniedziałek, 26 maja 2014

Rozdział 4

Szli korytarzem który miał mnóstwo rozgałęzień, w końcu cała szkoła była niczym jeden wielki labirynt. W końcu doszli do mosiężnych drzwi, które miały wyryty na sobie symbol przypominający tatuaż Harrego. Ventus powiedział że to jego pokój i zniknął w białej mgle obiecując że niedługo się spotkają. Czarnowłosy dotknął drzwi które na ten gest otworzyły się zapraszając do środka. To nie był pokój tylko mini mieszkanko z salonem, łazienką i pokojem chłopaka. Salon urządzony był w nowoczesnym stylu. Znajdowała się w nim duża wygodna kanapa, trzy fotele i stolik do kompletu. Spora oszklona biblioteczka, kusiła by wziąć z niej jakąś książkę. Na komodzie która znajdowała się koło niej, stały czerwone i czarne róże. Pomieszczenie utrzymane było w kolorach czerwieni fioletu i beżu oraz idealnie współgrało z puchatym karmelowym dywanem. Po otworzeniu kolejnych drzwi, zielonooki znalazł się w dużym pokoju w barwach fioletu czerni i zieleni. Duże łoże z baldachimem zrobiło na chłopaku wrażenie, w pomieszczeniu znajdowała się jeszcze nieco większa biblioteczka i duże okno przysłonięte bordowymi zasłonami oraz ogromna szafa w której, znalazł ubrania i dodatki. Niektóre były w ciemnych kolorach i stanowiły zdecydowaną większość. Były też jednak zwyczajne kolorowe ubrania. N mahoniowym biurku leżał laptop i wieża. Harry znalazł też płyty Cd, DVD, mp3 i kilka elektronicznych gadżetów. Wprost zakochał się w puszystym ciemnozielonym dywanie pod którym skryta była marmurowa podłoga. Kolejne drzwi prowadziły do przestronnej łazienki, utrzymanej w neutralnych kolorach. Była tam duża wanna, prysznic itd. czarnowłosy stwierdził że musi podziękować temu kto dekorował mu wnętrze bo było zajebiste. Na łóżku znalazł list.

" Harry!
Naukę zaczynasz od jutra. Oprócz ciebie na kursie czarodziejskim są jeszcze dwie osoby, a na nie magicznym cztery. mam nadzieję że się z nimi dogadasz. W kopercie masz też plan zajęć. Możesz tu również korzystać z czarów. Nie powinieneś się zgubić po prostu idź tam gdzie mówi ci intuicja.

Ps. pokój projektował ci Hades . Podoba się?


J. Ventus"      

-Tak, cholernie mi się podoba.
Harry zaczął czytać plan zajęć. Lekcje miał od ósmej do dwudziestej drugiej, po prostu pięknie. W czwartki, piątki i soboty do południa miał lekcje z zakresu Hogwartu, transmutacja, zaklęcia i niestety eliksiry też, a było tego jeszcze więcej. od poniedziałku do środy miał lekcje sprawności, strategii, walki wręcz, kontroli nad sobą i tak dalej można by jeszcze wymieniać.
-Zapowiadają się ciekawe dwa lata...-westchnął po czym skierował się do łazienki i po długiej kąpieli poszedł spać.

***************************

W tym samym czasie w innej części zamku, podobne myśli miał czternastoletni chłopak o czerwonych włosach, prawym oku czerwonym a lewym złotym. Nazywał się Christopher Logan. W tym momencie myślał o tym co się stało przez ostatnie kilka dni. Dowiedział się że jest potomkiem nordyckiego boga, Lokiego. Mimo że Loki był uważany za tego złego, niedobrego młodszego brata i wyrodnego syna który tylko knuje, Christopher doskonale go rozumiał. Żyjąc w cieniu brata, niedoceniony i lekceważony, próbował po prostu zwrócić na siebie uwagę i pokazać że nie jest tylko młodszym, beznadziejnym bratem Thora. Chris sam nie miał kolorowego życia, podobnie jak Loki lubił robić kawały, taka jego natura. Macocha czerwonowłosego nienawidziła go, głównie za to że był nie ślubnym dzieckiem jej męża, bękartem. Biologicznej matki nie znał a ojca jakoś chyba już nigdy nie pozna. Po tym jak przyniósł  do domu dziecko, które okazało się jego i kłótni z żoną ojciec chłopaka odszedł i zostawił go na jej łaskę. Jego wygląd dodatkowo pogarszał sprawę. Gdyby choć trochę bardziej podobny był do ojca nie matki może miałby więcej spokoju. Różnooki miał też starszego przyrodniego brata, który non stop przypominał mu o jego pochodzeniu i o tym że jest od niego lepszy.
-Gówno prawda-pomyślał płomiennowłosy- gdybym chciał mógłbym bez problemu rozwalić go jednym zaklęciem. Może i jestem pół krwi ale jestem czarodziejem a on zwykłym mugolem poza tym jestem dziedzicem boga.
Do tej pory, Chris uczył się spokojnie w szkole magii we Włoszech, jednak kiedy Jonathan zaproponował mu szkolenie od razu się zgodził. Z reguły podchodził do świata z dystansem i nie miał przyjaciół, bo nie chciał ich mieć, sprawialiby tylko problemy. Jedynym wyjątkiem był mały czarny kociak, który aktualnie leżał sobie na klatce piersiowej chłopaka, mrucząc co jakiś czas cicho gdy ten, głaskał go za puchatymi uszami.
-Nero, jak myślisz, jak to będzie?-zapytał Logan zamykając oczy i wsłuchując się w mruczenie kociaka o żółtych ślepiach, który w odpowiedzi tylko miauknął i wtulił się w szyję nastolatka. Na co ten zamknął oczy i zasnął wsłuchując się w uspokajające mruczenie futrzaka.      

---------------------------------------------------
Mam nadzieję że opowiadanie się podoba.

sobota, 17 maja 2014

Rozdział 3

W stajni znajdowało się dwanaście gryfów. A każdy był inny, różniły się budową, wielkością, umaszczeniem i spojrzeniem. Harry wchodząc do stajni odruchowo skłonił się delikatnie w stronę bestii, pamiętając lekcję z hipogryfem na trzecim roku. Te bestie były do siebie podobne. Widząc to Ventus uśmiechną się pod nosem, coraz bardziej lubił czarnowłosego.
-Gdybyś był zwykłym śmiertelnikiem i nie skłonił się im byłbyś już martwy. Ale jako że jesteś potomkiem Hadesa to nie musisz tego robić, jednak wtedy te zwierzaki stały by się twoimi wrogami. Co prawda wykonywały by polecenia ale nigdy by cię nie polubiły. A teraz może i się z nimi zaprzyjaźnisz, chociaż nie są zbyt towarzyskie.
-Gryfy są podobne do hipogryfów. Na trzecim roku w Hogwarcie, miałem przyjemność lecieć na jednym oraz widziałem co może się stać kiedy, nie okaże się im odpowiedniego szacunku. A te bestie są niezwykle inteligentne, szlachetne i cholernie niebezpieczne.
-Tak to prawda. Na którym chciałbyś polecieć?
-To nie ja wybiorę tego na którym polecę, lecz to ten co chce mnie przewieźć wybierze.-Tak teraz trzydziestolatek był pewny co do chłopaka. Po jego słowach można było stwierdzić że jest inteligentny, bystry i dojrzały. Jonathan jak zawsze poleciał na swoim gryfie Lyxie. Było to stworzenie wielkie o białawej sierści, srebrnych pazurach i dziobie oraz zielonych ślepiach. Jak się okazało to Astral gryf o czarnej sierści z czerwonymi pasmami, dziób i pazury miał złote i ostre a jego ślepia były różnokolorowe. Prawe było czerwone a lewe złote.To, co najbardziej zdziwiło potomka Hermesa to fakt iż tej bestii nikt nie mógł poskromić i nienawidziła wręcz podziemi. A każda próba oswojenia go kończyła się fiaskiem. Nawet sam posłaniec bogów był bezradny jeżeli chodziło o niego. Ale Astral jak widać polubił Harrego, który był tym faktem zachwycony. Chociaż musiał lecieć na oklep bo nijak gryf  nie dał sobie na grzbiet siodła zarzucić. Jednak lot na Astralu wynagrodził mu to  w stu procentach, to było najcudowniejsze doświadczenie w jego życiu. Kiedy dotarli do szkoły, a właściwie zamku, który za tę szkołę robił, chłopak mógł podziwiać piękny acz niebezpieczny las pośrodku którego się owy zamek znajdował. Zanim Astral odleciał zostawił zielonookiemu swoje pióro. Ventus uśmiechnął się na ten gest szeroko, tłumacząc chłopakowi że, dzięki takiemu prezentowi, gryf przyleci na każde jego zawołanie. Pokazał mu jeszcze jak przemienić pióro w coś bardziej poręcznego, tak aby nie straciło swoich właściwości. Więc piękne hebanowe pióro zmieniło si w czarno-czerwoną zawieszkę, przedstawiającą pióro i półksiężyc. Jonathan dał Harremu rzemyk, a ten zawiesił na nim ozdobę i zawiązał na nadgarstku.
Zamek w środku był równie okazały co na zewnątrz, urządzony w lekkim gotyckim stylu. Ściany pokryte gobelinami i obrazami idealnie harmonizowały się z wnętrzem.
-Ja tu nie uczę ale jako że jestem tu częstym gościem na pewno jeszcze nie raz się spotkamy-powiedział z uśmiechem brązowooki.
-To dobrze. Mówiłeś że jestem potomkiem Hadesa w trzeciej linii, tak? To znaczy że Hades jest moim pradziadkiem, no nie?
-No tak, ale szczerze nawet nie wygląda.
-Co masz na myśli?
-No wygląda najwyżej na trzydziestke a ma dużo więcej na karku, jest cholernie przystojny i nabawiłem się przez niego kompleksów, ale to bóg w końcu. Nieśmiertelność i te sprawy. Ma jeszcze zajebisty po prostu charakterek. Nie dałbym rady wytrzymać z nim nawet godziny kiedy ma zły dzień. Persefona za to wygląda na dwadzieścia parę. Niezła z niej laska ale kiedy się wkurzy to Zeusie chowaj w swej opiece. Ogółem Hades nie schodził zbyt często na ziemię, a ty Harry jesteś jego jedynym ludzkim potomkiem.
-To niby jako jedyny się nie hajtał na prawo i lewo, czy co?-Po tych słowach Jon rąbnął śmiechem i nie dało się go uspokoić przez kilka minut.
-Zrozumiesz jak go poznasz,a tę niekonieczną przyjemność będziesz miał na koniec szkolenia, chyba że wcześniej mu coś jebnie i weźmie cię pod swoje skrzydła. A wtedy zrozumiesz dlaczego nie mogę z nim wytrzymać dłużej niż to konieczne.
-Ty tak sądzisz.
W każdym bądź razie, zaprowadzę cię teraz do twojej kwatery, wszystko co się w niej znajduje jest twoje i możesz tam robić co chcesz. Tylko bez dzikich libacji, chciałbym żeby ten zamek jeszcze trochę postał.
-Nic nie obiecuje. A propos tej szkatułki którą dostałem razem z listem. Wisior i nawet ten pierścień zrozumiem, ale kolczyki? Co ja dziewczyna jestem?
-Jak się nie przyjrzeć to wyglądasz.-widząc złowrogie spojrzenie godne samego bazyliszka Ventus kontynuował, jednak nie mógł powstrzymać gęsiej skórki.-bez nerwów ok? Tutaj to jest norma, bogowie chodzą obwieszeni jak choinki na święta i tylko im brakuje światełek. Poza tym jak trochę nad tobą popracują to ci to będzie latać i założę się że będziesz nosił i kolczyki. Zajebiście byś w nich wyglądał de facto. A szkatułka to prezent od Persefony, do niej reklamacje.-mówił puszczając chłopakowi oczko, na co ten tylko prychnął.

---------------------------------------------------------------------------------------
Na razie tyle. Mam nadzieję że chociaż ktoś to czyta.

sobota, 10 maja 2014

Rozdział 2

-Ty też jesteś potomkiem boga, zgadniesz którego?
-Szczerze nie wiem i nie chce mi się bawić w zgadywanki.-odpowiedział czarnowłosy.
-Tak samo marudny jak i on.-westchnął Jonathan- Jesteś potomkiem Hadesa w 3 linii od strony matki.I wcale nie jesteś spokrewniony z  Dursleyami, twoja matka została adoptowana przez nich jak miała pół roku.- Dla Harrego to był szok, nie był spokrewniony z tymi wielorybami więc pierdolenie tego starego dropsiarza o tarczy krwi jego matki to była bujda, poza tym gdyby nie on to nigdy by do nich nie trafił. I być może miałby dzieciństwo ale nie, trzmiel musiał mu spierdolić życie bo jakby inaczej. I w tym momencie zielonooki poprzysiągł sobie ostatecznie że go zniszczy. Na ziemię sprowadził go Ventus stukający go w ramie.
-Czy ty mnie w ogóle słuchasz?-zapytał z westchnieniem.
-Sorry zamyśliłem się, o co pytałeś?
-Ehhh.... Skup się. Jak chcesz to istnieje coś takiego jak szkoła dla tych którzy są potomkami. Ogółem dziedziców mocy jest strasznie mało. Kiedyś były nas setki teraz zaledwie garstka. Bo Zeus stwierdził że nie można się puszczać na prawo i lewo no i kazał ograniczyć wypady na ziemię. A to wszystko przez Afrodytę i Dionizosa, bo im się nudziło.
-Czyli mogę iść do takiej szkoły?
-Tak i możesz się nie martwić o obecną szkołę bo jak Zeus sieknął Kronosa piorunem po dupie , to ten łaskawie zgodził się zaginać czas kiedy pojawia się nowy uczeń i w zależności od tego ile trwa jego nauka, z reguły dwa lata, żeby wracał w ten sam moment z którego zniknął. Coś w rodzaju tych waszych pętli czasowych. Czasami są różnice w czasie godzinne lub kilku minutowe, zależy jak pójdzie.
-Czego bym się w tej szkole uczył?
-Głównie panowania nad odziedziczoną mocą i kontroli nad sobą. Ale spoko mamy też kurs dla czarodziejów, bo większość tych w których moc się budzi to czarodzieje, ale nie wiem dlaczego, ja na przykład czarodziejem nie jestem. To jak piszesz się?
-Tak, ale mam jeszcze jedno pytanie. Możesz mi wytłumaczyć jakim cudem mam tatuaż i to wyglądający jak by wyszedł z pod ręki szalonego artysty?-Mówiąc to Harry podciągnął delikatnie bluzke i oczom Jonathana ukazał się niewielki czarny tatuaż ( który macie w galerii. )
-To tatuaż i znak że jesteś dziedzicem Hadesa. Każdy jest inny. Ja mam skrzydła przebite laską i monetę na... w każdym bądź razie każdy dziedzic ma tatuaż i nawet jeżeli jest dwoje potomków tego samego boga to ich tatuaże będą przedstawiały to samo, jednak będą się nieco różniły.
-Acha. Dobra wracając do tematu.
-A tak, jak chcesz iść na to szkolenie to wpadnę po ciebie o dwudziestej drugiej i nic nie musisz brać, wszystko masz na miejscu, weź tylko ten magiczny kijek. Do zobaczenia.-powiedział i zniknął w w biało-złotym obłoczku. A Harry wrócił do "domu" koło dwudziestej, rozmowa z Ventusem zajęła mu więcej czasu niż myślał. Kiedy już dotarł na Privet Drive 4 znowu czekała go kłótnia z jego opiekunami.
-Gdzie żeś się włóczył chłopcze?- warknął Veron Dursley
-Byłem na dworze.
-Nie po to cię wychowujemy ty niewdzięczny smarkaczu, żebyś się włóczył gdzie chcesz. Przez ciebie Petunia musiała sama sprzątać mimo że źle się czuła. Do pokoju niewdzięczniku. Nie dostaniesz kolacji a jutro weźmiesz się ostro do roboty, już ja ci znajdę zajęcie.
Czarnowłosy obojętnie przeszedł obok wieloryba i poszedł do pokoju. Nie żeby się przejął groźbami Verona, chciał się tylko zdrzemnąć chwilę przed przyjściem Jonathana, który pojawił się równo o dwudziestej drugiej w jego pokoju.
-To jak możemy iść?-zapytał z uśmiechem na co chłopak skinął głową i podszedł do niego- Złap mnie za ramię, użyjemy bransolety żeby dostać się do mojego mieszkanka na Olimpie. Resztę drogi przelecimy na gryfach. Co ty na to?
-Jak dla mnie zajebiście.-Harry złapał mężczyzne za ramie i i już po chwili oboje znajdowali się w niesamowitym ogrodzie, który jak wyjaśnił mu później Ventus należał do Hermesa ale pozwalał mu robić w nim co chciał. Przeszli do stajni, nawiasem mówiąc, ogromnej, gdzie znajdowało się dwanaście gryfów. A Harry staną oniemiały widząc je.

--------------------------------------------------------------------------------
Na dzisiaj tyle niedługo kolejny rozdział.      

czwartek, 1 maja 2014

Rozdział 1

Czarna paczka była osobliwa, pojawiła się w biało-złotych płomieniach. Harry ostrożnie podszedł do niej i delikatnie dotknął czarnej tektury, która rozpłynęła się w powietrzu pod wpływem jego dotyku, ukazują chłopakowi kopertę i czarno-zieloną szkatułkę o srebrno-czerwonych wzorach. czarnowłosy wziął list do ręki przyglądając się ślicznym i starannym literom które napisane były czerwonym atramentem i lśniły w blasku księżyca, by po chwili zacząć go czytać.

" Harry!
Nie znasz mnie ale niedługo poznasz. Skoro już wiesz o kłamstwach Dumbledorea to zaoszczędzi mi to wyjaśnień. Nie wiesz o sobie jeszcze wszystkiego i nie jesteś do końca zwyczajnym czarodziejem. Jeżeli chcesz dowiedzieć się więcej o sobie, to przyjdź na leśną polankę jutro o siedemnastej. wtedy nikt nie będzie cię pilnować, bo zmianę ma Mundungus a ja dopilnuje żeby leżał pijany w jakimś rynsztoku.

Ps. Szkatułka i jej zawartość jest twoja. 
Zrobisz co zechcesz.                     

J. Ventus"

Zielonooki ostrożnie wziął szkatułkę w ręce i delikatnie otworzył. W środku znajdowały się kolczyki z czaszkami, krzyżykami i łańcuszkiem oraz wisior z krzyżem i wężem go oplatającym. W środku Harry znalazł też srebrny pierścień z grawerunkiem którego nie mógł odczytać. Prezent był dość osobliwy i chłopak zastanawiał się czy może żartem miało być to że dostał biżuterie. Ale po chwili zastanowienia i ponownym, dokładnym obejrzeniu zawartości szkatułki, stwierdził że biżuteria jest raczej męska. Poza tym była całkiem  w jego typie. A skoro i tak nie miał nic do stracenia to pójdzie i spotka się z nadawcą listu. Możliwe że nie kłamał, ostatnio przecież działy się różne rzeczy na przykład jego magia zaczęła wariować i ukazywać się pod postacią czarnych, czerwonych i purpurowych wstąg otaczających jego ciało. A nad biodrem pojawił się dziwny tatuaż, a zielonooki nie przypominał sobie aby kiedykolwiek sobie jakiś robił. Kiedy pomyślał że stary trzmiel mógł znowu zataić przed nim jakąś rzecz, dość istotną de facto, dostawał szewskiej pasji.  
-A niech się ten stary dziad zadławi w końcu tymi swoimi dropsami.-mruknął pod nosem po czym położył się na łóżku i z myślami o następnym dniu, zasnął.

Obudził się koło szóstej rano i stwierdził że będzie miał gdzieś czy Dursleyowie będą mieli coś przeciwko temu że wyjdzie. P porannej  toalecie pogrzebał trochę w kufrze i wyciągnął z niego, Czarne rurki i tego samego koloru bluzke z rękawem trzy czwarte, na której widniały wzory szyte zielono srebrną nicią. Dostał ten zestawik całkiem niedawno od Remusa. Po chwili zastanowienia założył jeszcze wisior który dostał wczoraj. Poszedł do parku i wspiął się na stary wysoki dąb, którego korona zasłaniała go przed spojrzeniami innych. Siedział tak kilka godzin pochłonięty przez swoje myśli, ale kiedy jego żołądek zaprotestował, zwinnie zeskoczył z drzewa i poszedł do najbliższego sklepu i kupił sobie dwie drożdżówki i kawę mrożoną. Spokojnie udając się do parku zjadł swoje śniadanie i znów pogrążył w myślach. Koło godziny szesnastej  zaczął się zbierać w stronę niewielkiego lasku, który był całkiem daleko. Kiedy tam dotarł zostało mu jeszcze pięć minut do umówionej godziny. Rozwalił się wygodnie na trawie i zamknął oczy, równo o siedemnastej na polanie pojawiła się druga postać. Był to wysoki mężczyzna o białych przechodzących w zieleń włosach, bursztynowo-brązowych oczach i miłym uśmiechu. Miał około trzydziestu lat i trzeba przyznać był przystojny. Na widok jego uśmiechu dziewczyny pewnie padały zemdlone. 
-Cieszę się że jednak przyszedłeś.-powiedział dźwięcznym głosem. Tak musiał być cholernie popularny wśród płci pięknej.- Jestem Jonathan Ventus. Miło mi cię w końcu osobiście poznać. Ale wystarczy tych przyjemności, na pewno masz dużo pytań.-Harry na to tylko skinął głową. -O co chcesz najpierw zapytać?-mężczyzna usiadł koło niego na trawie i uśmiechnął się zachęcająco.  
-Może o to, co miałeś na myśli pisząc żę nie jestem do końca normalnym czarodziejem?
-A to bardzo proste. Jak zapewne wiesz jest wiele różnych mitologi które, opowiadają o stworzeniu świata, herosach i bogach, jak na przykład mitologia grecka, celtycka, nordycka, japońska i tak dalej.-kiedy Harry skinął głową Ventus kontynuował-Wydarzenia w nich są troszke naciągane bynajmniej niektóre, ale bogowie przedstawiani w tych mitologiach istnieją bądź istnieli naprawdę, nawet teraz. Niekiedy schodzili na ziemię i bratali się z ludźmi a z tych związków rodziły się dzieci obdarzone niekiedy mocą swego rodzica. Jednak nie zawsze dziecko posiada zdolności nad ludzkie, ale nie znaczy to że tej mocy nie posiada. Jest ona po prostu uśpiona i może się przebudzić w potomku tego dziecka. Im dalsze pokolenie tym moc mniejsza więc czasem może sie nigdy nie obudzić lub być tak mała że wręcz nie wyczuwalna. 
-No a jak to dziecko korzysta z mocy to jego dziecko też będzie mogło?
-Nie ta moc jest eee..... jednorazowa. Dajmy na przykład mnie. Jestem potomkiem Hermesa w 7 linii i mam moc, ale moje dziecko już jej nie będzie miało tak jak żaden mój potomek, o ile jakiegokolwiek i kiedykolwiek będę miał. Ty również jesteś potomkiem, zgadniesz którego boga?

-------------------------------------------------------------
No to na razie tyle, mam nadzieję że ktoś to w ogóle czyta. A jeśli tak to proszę o komentarze, bo jestem ciekawa czy wam się podoba.       

sobota, 26 kwietnia 2014

Prolog

Harry Potter, Złoty Chłopiec Gryffingdoru, Ten który przeżył,  Zbawiciel magicznego świata.. można by wymieniać w nieskończoność przydomki które wbrew jego woli mu nadano. Nie prosił się o to. Kiedy miał roczek niejaki Lord Voldemort zabił jego rodziców oraz próbował zabić jego, co poskutkowało tym że zaklęcie którym miał oberwać Harry odbiło się od niego i trafiło w Czarnego Pana pozbawiając go ciała. Wtedy właśnie zdobył tą pierdoloną  sławę i bliznę którą naznaczył go Voldemort a przez to i magiczne społeczeństwo ale jako ich zbawiciela. Po tej tragicznej nocy dla Harrego a radosnej i wspaniałej dla reszty społeczeństwa, chłopak został oddany swoim krewnym pod opiekę. Wtedy właśnie zaczął się jego koszmar. Dursleyowie byli gorsi niż można by przypuszczać. Postrzegani jako porządna zadbana rodzina. Jednak Harrego traktowali gorzej niż skrzata domowego, bili, głodzili, zamykali w komórce... Kiedy w wieku jedenastu lat dostał list z magicznej szkoły Hogwart, myślał że jego życie się zmieni, że znalazł nowy dom. Nic bardziej mylnego. Na pierwszym roku myślał że zdobył przyjaciół, Rona i Hermionę ale nie byli oni jego prawdziwymi przyjaciółmi teraz o tym wiedział. Wtedy właśnie musiał powstrzymać nauczyciela od OPCM-u przed pomocą Voldemortowi się odrodzić. To tylko szczegół że przy okazji musiał narażać życie, zdobyć kamień filozoficzny i zniszczyć tego złego. Na drugim roku nie było lepiej, odkrył że jest wężousty. Wtedy wszyscy zaczęli się na niego patrzeć jak na odmieńca, co jako jeszcze dziecko źle znosił. A na dodatek znowu musiał narażać życie, stawić czoła wspomnieniu Toma Riddla, które było uwięzione w dzienniku i uratować Ginni, młodszą siostrę Rona, przed niechybną śmiercią w Komnacie Tajemnic. na trzecim roku dowiedział się że seryjny morderca Syriusz Black uciekł z Azkabanu i chce go zabić. Jakby mało miał niespodzianek ten seryjny morderca i zdrajca jego rodziny jest jego ojcem chrzestnym i to nie on zdradził. Więc pomógł mu nawiać przed dementorami, przy okazji dowiedział się co nieco o swoich rodzicach oraz poznał Remusa Lupina, który nawiasem mówiąc był nauczycielem od OPCM i wilkołakiem. Prawdziwe piekło zaczęło się na jego czwartym roku, kiedy to czara ognia wyrzuciła jego nazwisko i musiał wziąść udział w tym pieprzonym turnieju trój magicznym, stracił tzw. przyjaciół, został odrzucony przez wszystkich, o mało co nie zginął oraz był świadkiem odrodzenia Voldemorta, w co nikt nawiasem mówiąc mu nie wierzył, i widział śmierć Cedrika. Jednak najgorszy był ostatni, piąty rok. Dowiedział się o istnieniu Zakonu Feniksa, o tym że jego przyjaciele to fałszywe lizdupy Dumbledorea. Dowiedział się przynajmniej komu może ufać. Jednak najgorzej przeżył śmierć Syriusza, o którą się na początku obwiniał, lecz kiedy wszystko poukładał sobie na spokojnie w logiczną całość zrozumiał, że to nie jego wina a tego pojebanego trzmiela. To przez niego miał w życiu pod górkę. Umocnił się w tym przekonaniu kiedy podsłuchał jedno z zebrań Zakonu, na którym jak gdyby nigdy nic obgadują sobie co by tu  zrobić aby Harry jeszcze bardziej popadł w depresje i był bardziej posłuszny. A w tym momencie konkretniej czarnowłost siedział sobie spokojnie na parapecie okna w pokoju u Dursleyów rozmyślając i wpatrywał się w nocne niebo i gwiazdy a dokładnie w gwiazdę Syriusza. W ostatnim czasie dowiedział się komu może zaufać. Pani i pan Weasley byli w gruncie rzeczy w porządku ale zbyt zmanipulowani przez dropsiarza żeby można było im coś powiedzieć. Za to Bill, Charli, Fred i George byli super, mógł im w 100% zaufać. Z resztą tak jak Remusowi i Tonks. Reszta była omamiona bajeczkami dyrektora bądź popierała jego działania.Kiedy Harry siedział i zastanawiał się co dalej w jego pokoju pojawiła się czarna paczka. Było to dokładnie trzeciego lipca.


-------------------------------------------------------------------------------
Pisanie prologów nigdy nie było moją mocną stroną ale mam nadzieję że ktoś będzie czytał moje opowiadanie.