Środa, godzina 8:29
Harry
Poranny trening to całkiem urocza nazwa dla porannego piekła. Nie wiem, czy ta kobieta w ogóle jest człowiekiem... ale może zacznijmy od początku. Punkt ósma na placu treningowym zaczęły się nasze pierwsze zajęcia. Innymi słowy - poranny trening z Lorettą. Kobieta ćwiczyła razem z nami, ale moje podejrzenia w stosunku do jej człowieczeństwa pojawiły się w tamtym momencie. Ja, Chrisi, Angel, Jack, Vincent, Matt i Felix leżeliśmy na ziemi, nie mając siły, żeby chociaż kiwnąć palcem, ale ona nawet nie miała zadyszki. A nie minęło nawet pół godziny tego piekła, które nam zaserwowała. I ja w tym momencie się pytam, jak to jest, do diabła ciężkiego, możliwe?!
- No dalej, co z wami? - spytała kobieta. - Już siły nie macie?
Odpowiedział jej nasz zbiorowy jęk.
- Tak w ogóle, Potter, to ty mnie wczoraj w konia zrobiłeś.
- Ehh? - jęknąłem. unosząc się na łokciach. Że ja... co? WTF?
Widząc moją zdezorientowaną i zapewne głupią minę, Loretta westchnęła:
- Wczoraj, przy przedstawianiu, powiedziałeś, że masz 16 lat, a do szesnastki zostało ci jeszcze trochę czasu, mój drogi.
- No i o co ta afera? Urodziny mam trzydziestego pierwszego lipca, a gdy przeniosłem się z Johnem, to był czwarty, więc nie widzę różnicy.
- Ale ja tak. - Przewróciłem oczami i poległem z powrotem na ziemi.
- Tak w ogóle, pani psor - odezwał się Jack. - Jeżeli czas się zatrzymał i my teraz odbywamy szkolenie, to ile będziemy mieć lat, gdy wrócimy?
- Tyle samo. Dla was czas stanął w miejscu, w którym tu przybyliście. Przez całe szkolenie wasze ciała nie zestarzeją się i zostaną w tym samym wieku. Za to umysł będzie miał dodatkowe kilka lat wiedzy i doświadczenia.
- Aha...
- No dobra, panienki, kontynuujemy trening. Jeszcze zrobię z was ludzi - zawyrokowała Loretta z diabolicznym uśmiechem.
.........................................................................................................
Środa, godzina 9:00
Jack, Matt, Felix, Angel
Trening był koszmarem. Była środa i, ze względu na różnice w planie, czwórka niemagicznych kadetów zmierzała na Tajniki Strategii. Jak na razie, tylko Angel cieszyła się na te lekcje. Już od małego uwielbiała gry strategiczne i nie miała w nich sobie równych. Innymi słowy, była typem stratega. Jack wolał wszystko robić spontanicznie niż planować, więc wątpił czy poradzi sobie na tych lekcjach. Matt zawsze działał pod wpływem impulsu. Nie znosił nudy i spokoju, za to miłował się w chaosie. Co wcale nie znaczyło, że nie planował niektórych swoich działań. Mimo, że był trochę szalony, to był też intelektualistą. Felix natomiast... znajdował się w swoim własnym świecie i nie sposób było zgadnąć, o czym myślał.
Stanęli pod drzwiami i Angel ochoczo zapukała. Po krótkim "wejść" weszli do pomieszczenia i ujrzeli wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyznę o czarnych włosach i fioletowych oczach.
- Witam na zajęciach strategii. Jestem Tyron Erayn, potomek Aresa oraz opiekun obecnego tutaj Felixa, który, nawiasem mówiąc, znowu wygląda tak, jakby ćpał… - westchnął cierpiętniczo. - Zapoznałem się już z waszymi danymi, więc przedstawianie się jest niepotrzebne. A teraz zajmijcie miejsca.
- Niee, Tyron, tylko ty będziesz nas uczył strategii? - zapytał swoim nieobecnym głosem Felix.
Kadetowi odpowiedziało zdenerwowane drgnięcie brwi oraz morderczy wzrok mężczyzny. Pozostała trójka wzdrygnęła się na to, a Feliks dalej wpatrywał się w oczy Tyrona, jak gdyby nigdy nic.
- Ile razy - warczał nauczyciel przez zęby- mam ci powtarzać, Ghost, żebyś nie mówił do mnie po imieniu?!
- Wspomniałeś kilka razy - mruknął chłopak.
- To może się byś dostosował, co?
- Ale do czego? - spytał niewinnie beznamiętnym głosem.
- Ja z tobą zwariuję...
- Jeżeli źle się czujesz, to może idź do lekarza?
- Ghost!
- Słucham?
- Czy ty masz może jakieś zaburzenia psychiczne, których ci do kartoteki zapomniano wpisać?
- Nie, nie sądzę. Ale to miłe, że się martwisz.
Tyron dosłownie oklapł. Poznał Felixa dopiero poprzedniego dnia i już zakiełkowało w nim przekonanie, że prędzej zostanie wywieziony do psychiatryka, niż zdoła zrozumieć tego chłopaka. Angel, Matt i Jack próbowali zdusić w sobie chichot, ale niezbyt im to wychodziło. Już dzień wcześniej zauważyli, że Felix żył w swoim własnym świecie i nie sposób z nim było się normalnie z nim dogadać, ale jeżeli nie znali odpowiedzi na jakieś nurtujące pytanie, to chłopak albo jej udzielał, albo dawał wskazówki. Fakt - był dziwny, ale miło spędzało się z nim czas.
- Wracając do lekcji - westchnął mężczyzna. - Nie tylko ja będę was uczył. - Spojrzał znacząco na swojego podopiecznego. - Te zajęcia będą prowadzić też Loretta i Karen. Tak samo będzie z innymi zajęciami, na przykład walką wręcz czy mitologią. A teraz zacznijmy już w końcu.
................................................................................................
W tym samym czasie
Chris
Christopher wszedł do niewielkiej sali utrzymanej w kolorach błękitu i zieleni. W środku znajdowała się kobieta ubrana w japońskie kwieciste kimono. Miała czarne, długie włosy i świetliste, różowe oczy. Wyglądał niczym delikatna lalka, jednak pod tą powłoką kryła się potężna czarownica. Chris wiedział to ponieważ poprzedniego dnia miał okazję ją poznać. Chociaż Diana wyglądała bardzo młodo, miała już na karku czterdzieści lat.
Wytłumaczyła mu, że zajęcia z opiekunem są w gruncie rzeczy pomocą z innych przedmiotów oraz ofertą pozaszkolnej wiedzy bądź treningu. Opiekun miał za zadanie wspierać swojego podopiecznego w poznaniu samego siebie oraz pomagać z materiałem, z którym uczeń dobrze sobie nie radził. Opiekun miał być oparciem dla kadeta i osobą, do której ten zawsze mógłby przyjść z problemem.
- Witaj, Chris. - Kobieta uśmiechnęła się delikatnie.
- Cześć, Diana.
- Dzisiaj chciałabym, żebyśmy trochę porozmawiali. - Chris zgodził się kiwnięciem głowy.
.............................................................................................
W tym samym czasie
Vincent
Opiekunem Vincenta została Karen Ammares. Była to surowa, ale troskliwa kobieta o długich, kruczoczarnych włosach i tego samego koloru oczach. Za punkt honoru obrała sobie zrobienie z tego buntowniczego dzieciaka porządnego człowieka. Aktualnie oboje siedzieli na dwóch skórzanych fotelach, popijając herbatę. Z początku nieufny Vincent był spięty jednak, rozluźnił się po rozmowie z kobietą. Nawet zaczął ją lubić, mimo iż ta ciągle warczała na niego za wulgarne słownictwo i zachowanie. Dwa razy oberwał nawet za to po głowie teczką z papierami. Vincent nigdy nie był przyzwyczajony do takiego zachowania. Jego matka zawsze spełniała wszystkie jego zachcianki i rozpieszczała tak, jak tylko mogła. Ojciec też był niesamowicie pobłażliwy, głównie z tego powodu, że przez większość czasu go nie było. Rodzice tolerowali każdy wybryk syna, więc chłopak, który nigdy nie usłyszał nagany, wyrósł na co wyrósł. Karen to rozumiała i starała się nakierować chłopaka na właściwy tor. Vincent, na początku zły z tego powodu, po niedługim czasie uznał, że to nawet miła odmiana.
...............................................................................................
W tym samym czasie
Harry
Seji Kuroha był młodym, bo tylko... stu dwuletnim czarodziejem o eterycznej urodzie, krótkich, czarnych włosach i niesamowitych, stalowych tęczówkach. Został opiekunem Harry’ego. Potomek Tanatosa - a w historii było ich tylko trzech. Chociaż był bardzo ironiczny i wredny, to Harry go polubił z wzajemnością, choć opiekun nigdy by się do tego nie przyznał. Mężczyźnie nie spodobało się słownictwo chłopaka, więc uczeń na wstępie dostał zakaz przeklinania, ale za to mógł dwa razy w tygodniu wybrać tematykę zajęć, które miał z Sejim. Poza tym - zero spóźnień i niepoprawnego zachowania, chyba że Harry życzył sobie trening gorszy, niż piekło z Lorettą. Tego dnia Harry mógł zdecydować, o czym będzie lekcja.
- Seji, opowiedz mi o podziemiu i o Tanatosie - poprosił.
- Ok. To od początku?
Yeay, wreszcie.
OdpowiedzUsuńKkedy next????
Pozdro i WENY
Jeej, bardzo ciekawy ten rozdział. Hehehe, fajny mieli wycisk, nie zazdroszczę im. Jestem MEGA-STRASZNIE CIEKAWA, jak Harry będzie sobie radził na wszystkich zajęciach. I co takiego powie mu Seji. Cóż, życzę Ci MEGA-WIELKIEJ WENY, CHĘCI na pisanie i sporo CZASU (na wszystko ;p). pozdrawiam serdecznie~! ;D
OdpowiedzUsuń~Daga ^.^'
Kiedy neeeeeeeext ????????
OdpowiedzUsuńProsze dodaj coś.
T^T
Kiedy rozdziaaaał ????????
OdpowiedzUsuńwspaniałe już się nie mogę doczekać co będzie dalej. treningu i powrotu do szkoły już widzie co trójka magów w niej wymyśli. życzę dużo dużo weny
OdpowiedzUsuńŁaaa !!!!!! Mam niedosyt. Nie zauważyłam tego rozdziału i napisałam w poprzednim. Hehe ;P Gomen, gomen.Czekam na kolejną nocie. Całuję (i czeka wiernie jak pies)
OdpowiedzUsuńRin@
kiedy następny rozdział?
OdpowiedzUsuńkiedy następny rozdział?
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie bardzo mnie zaciekawiło mam nadzieje że niedługo pokarzą się nowe notki.
OdpowiedzUsuńŻycze weny
Ruda
Witam,
OdpowiedzUsuńno to chyba Chris ma jako takiego miłego opiekuna, Harry pewnie przetrwa, a może będzie jeszcze gorszy od niego...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia