środa, 4 marca 2015

Rozdział 10

Bardzo cieszą mnie komentarze i wasze miłe słowa :D Sądzę że nie zmienią mi bloga na prywatny. W każdym bądź razie zapraszam do czytania.
----------------------------------------------------------------

-Następny.
Teraz na środek wystąpił niewysoki blondyn. Jako broń wybrał sobie kaburę sztyletów i cieniutkie żyłki, które oplótł sobie wokół nadgarstków  a ich końce przyczepił do sztyletów.
-Matthew Horn, lat 16, potomek Hekate.
Jego plan zakładał zranienie Loretty sztyletami lub żyłkami które, chciał osadzić w otoczeniu niczym pajęczą sieć. Żyłki mogły przy odpowiednim ścisku przeciąć nawet kość i chłopak doskonale o tym wiedział. Jego atutem była szybkość i zwinność kota. Strategię miał dobrą, jednakże kobieta szybko ją przejrzała i walczyła na zbyt bliskim dystansie by chłopak, mógł użyć linek lecz jednocześnie, mógł ją zranić ostrzem. No właśnie mógłby ale była zbyt wprawiona w unikach, więc gra skończyła się w momencie w którym podcięła mu nogi kopniakiem i przyłożyła jedno z ostrzy do gardła.
-Nie jest źle, odpowiedni trening i mogłabym z ciebie zrobić zabójce idealnego, predyspozycje to ty dzieciaku masz.-stwierdziła pomagając mu wstać na co Matthew uśmiechnął się iście diabelsko
-Silna jesteś, lubię cie.
-Spokojnie, jeszcze będziesz miał wiele okazji żeby mnie znienawidzić, nie jestem lekkim nauczycielem.
Chłopak wrócił do szeregu. Kolejnym oponentem  brązowowłosej był chłopak od avady. Jako broń wybrał sobie guan-dao.
-Vincent Mercurio, lat 16, potomek Thora.
-Chris zamarł, Thor starszy brat Lokiego. Nagle wypełniły go zazdrość, żel, gniew, złość, rozgoryczenie i smutek. Wszystkie te emocje pojawiły się tak nagle w sercu ognistowłosego. Lecz w środku tych negatywnych emocji kłębiły się również podziw, respekt, sentyment i miłość...? Wtedy przypomniał sobie co wspomniał mu po przylocie do szkoły Ventus. Kiedy spotka się dwóch potomków bogów którzy, byli sobie bardzo bliscy i łączyła ich silna więź, dziedzice mogą poczuć ich emocje względem drugiego, ale zdarza się to bardzo rzadko. I teraz w końcu różnooki zrozumiał o co chodziło Johnowi. Szybko wziął głęboki oddech oczyścił  umysł i odrzucił wszystkie emocje które do niego napłynęły, nie czas się był teraz nad tym zastanawiać. Nikt nie zauważył grymasu na jego twarzy gdyż wszystko trwało ledwie kilka sekund w ciągu których, Vincent zdążył wybrać sobie już broń i stanąć na przeciw kobiety.
-Nie mówiłeś przypadkiem o zaklęciach zabijających?-zapytała z ironicznym uśmiechem
-Wiesz istnieje też magia bezróżdżkowa -wyszczerzył się i ruszył na nią . Po jego ruchach i sposobie trzymania broni można było określić że zna tę broń i potrafi się nią dobrze posługiwać. Oboje wykonywali uniki i ataki z gracją tancerzy, w pewnym momencie Vincent stanął i zamknął oczy a Lorette złapały cieniste wstęgi, oplotły jej nogi tak żeby nie mogła się ruszyć. Zawiał wiatr i nagle niebo pokryło się burzowymi chmurami rozświetlanymi blaskiem błyskawic. Kiedy jedna z nich trafiła zaraz obok zaskoczonej kobiety  ta zamarła, kolejna bardziej okazała trafiła w guan-dao. Angel pisnęła, a kobieta w tym momencie wyswobodziła się rozcinając więzy nożem. W tym czasie Vincent ruszyła na nią a błyskawice iskrzyły się na jego ciele i broni. Jednakże kobieta okazała się silniejsza i powaliła chłopaka na ziemie przyciskając mu dłonie na plecach.
-To nie fair-jęknął.
-Nigdy nie powiedziałam że nie mam i nie będę używać swojej broni.-Zaśmiała się- Poza tym co to były za błyskawice?
-Eeee... Pewnie Thora?-powiedział gdy kobieta pomogła mu stanąć na nogi-Elektryczność zawsze się mnie słuchała, więc chciałem ją wykorzystać na większą skalę i tak wyszło, ale uwięź była zaklęciem.
-Nie było źle, ale radze zmienić broń, z guan-dao dobrze ci idzie ale, jeżeli chcesz wykorzystać elektryczność to powinieneś używać pistoletu. Kula wyposażona w piorun będzie miała zasięg od paraliżu do śmiertelnego porażenia, nie ważne w które miejsce trafisz.
-Pomyśle nad tym.
-No dobra, następny.- kiedy to mówiła na niebie nie było już śladu burzowych chmur tylko czyste błękitne niebo i jasne słońce.