wtorek, 14 kwietnia 2015

Rozdział 11

I tak oto zostało jeszcze czterech chłopaków do przetestowania. Na środek wyszedł chłopak o azjatyckiej urodzie, miał czarne włosy z różowymi końcówkami i heterochromie jak Chris. Jego prawe oko było różowe, lewe zaś niebieskie.
-Nie bierzesz żadnej broni?-zapytała Loretta
-A mogę użyć swojej?
-Nie mam nic przeciwko.
Chłopak wyciągnął z kieszeni nieduże podłużne kartki zapełnione różnymi znakami.
-To talizmany i zaklęcia. Nie masz nic przeciwko?
-W porządku zaczynamy-odparła.
-Felix Ghost, lat 17, potomek Hypnosa.-uniósł jeden z talizmanów i szepnął- Bóstwo z marzeń i pragnień ludzkich zrodzone w ogniu piekielnym, przybądź Touda.
Otoczenie zapłonęło tworząc krąg z którego uniósł się ogromny wąż, wszyscy zaskoczeni wpatrywali się w monstrum.
-Atak-jeden rozkaz i wąż zaczął oplatać jego przeciwniczkę a ta krzyknęła z bólu.
-Powrót. Nic się pani nie stało?
-Co to do cholery było?
-Touda, mój shikigami, jeden z 12 shinshou.
-Ghost ja miałam twoje umiejętności przetestować bitewne nie twojego shikigami. Z tego co wiem dla normalnych ludzi są niewidoczne, tylko ci co widzą duchy mogą je zobaczyć, a poza tym to one nie mogą krzywdzić ludzi. Więc czy mógłbyś ich podczas treningów ich  nie przyzywać?
-Ok. Ale nie wszystkie są takie milusie, większość pragnie krwi i śmierci, a ten rodzaj jest już całkowicie widoczny dla wszystkich. A jeżeli o moje umiejętności chodzi to raczej żadnych nie mam choć na refleks i zwinność to nie narzekam. Należę do tego typu ludzi co wolą samemu nie walczyć.
-No dobra do szeregu, potem pomyśle co z tobą zrobić. Potter twoja kolej.
-Okkey- Harry minął się z Felixem i podszedł do stołu. Wybrał sobie stalowe pazury i nóż traperski.
-Harry Potter, lat 16, potomek Hadesa.-powiedział po czym szybko z gracją dzikiego kota zaczął atakować Lorette. Ich walka wyglądała niczym taniec, uniki i szybkie ataki bez chwili wytchnienia. Chłopak nie był zły ale doświadczenie robi swoje i trzy razy musiał zbierać się z ziemi, za czwartym razem już nie miał siły i rozwalił się na glebie.
-Poddaje się-wyjęczał zmęczony.
-No nieźle, ale brakuje ci wyczucia. Czemu nie używałeś czarów?
-Bo na mugolach nam nie wolno, nie żebym kiedykolwiek się tym przejmował ale wiesz. Poza tym umiejętności fizyczne też są kluczowe.
-Może cie nawet Potter polubię.
-Nieeee, raczej niemożliwe-westchnął z rozbawieniem
-No już zbieraj się i do szeregu następny.
-Ale ja nie mam siły...
-Albo sam się ruszysz albo cie tam wykopie co wolisz.
-Tak tak pani profesor już sam wracam do szeregu.-Ledwo doszedł do murka i na nim poległ -Nie mam siły westchnął. Teraz była kolej Chrisa.
-Christopher Logan, lat 14, potomek Lokiego.
-Kolejny bez broni?- na to stwierdzenie chłopak pomachał różdżką.
-Aha i wszystko jasne.
Chłopak ruszył na kobietę i już miał zadać cios kiedy nagle rozpłynął się w powietrzu, a wokół Loretty pojawiły się okazałe żmije królewskie.
-Co to ma być? Powtarzam mam walczyć z tobą nie z twoimi przyzwańcami-warknęła
-Ale pani profesor walczy ze mną, jedną ze zdolności Lokiego była zmiana postaci czyż nie?-jego głos rozbrzmiewał znikąd-Ale skoro pani woli to może być też tak.- Wtedy żmije zniknęły a za kobietą pojawił się Chris i wycelował w jej plecy różdżkę- Depulso- Kobieta została odepchnięta przez zaklęcie na sporą odległość i wylądowała na Feliksie.
-Auuuuła -jęknęli oboje.
-Może jednak powinnam była zabronić używania czarów- mruknęła brązowowłosa.
-Odwrócenie uwagi przeciwnika i rozproszenie go jest kluczem do sukcesu. Dobry jestem tylko w zaklęciach i sztuczkach iluzji. Walka w ręcz lub bronią nigdy mnie nie pociągała więc sorry. Co nie znaczy że sobie nie radze, czyż nie?
-Dobra, dobra starczy-kobieta podniosła się i rozejrzała po zebranych- Ktoś jeszcze został?
-Ja- rękę uniósł chłopak o blond włosach i ku zaskoczeniu, czerwonych oczach.
-Vampir czy co?- zapytała zrezygnowana.
-Nie takie mam po prostu oczy. Czy każdy musi o to pytać?
-Czerwone oczy raczej nie są zbyt powszechne więc wiesz. No już zaczynajmy.
-Jack Ripper, lat 15, potomek Hel. Od razu mówię że jeżeli o sprawność i te sprawy chodzi to całkiem niezły jestem ale walki to wolałbym uniknąć. Chociaż nieźle sobie z bronią palną radze. Tylko mam mały problem natury śmiertelnie.
-Po ludzku mów dzieciaku.
-W skrócie? Wszystko czego dotknę jeżeli żyje to umiera a jeżeli jest bronią to nawet najmniejsze skaleczenie kończy się śmiercią. Mogę zaprezentować- zdjął jedną rękawiczkę i podszedł do okazałego dęby. Położył dłoń na konarze drzewa a to w kilka sekund uschło i obumarło rozsypując się w pył.-Więc czy możemy uniknąć walki? Bo raczej zabić to ja bym na razie nikogo nie chciał.- zrobił konspiracyjną pauzę.
-Ok. Coś tam o was już wiem i stwierdzam że bez opiekunów to wy sobie nie poradzicie. Więc skoro jest już dwunasta to macie godzinę przerwy i prosiłabym żebyście w tym czasie niczego nie zniszczyli i grzecznie posiedzieli. Jak wrócę to powiem wam co dalej. Chociaż w twoim przypadku Ripper to raczej Myst się  nie zgodzi żeby cię przejąć, więc będziemy musieli skontaktować się z samą Hel, a to bardzo kapryśna kobieta. No to ja wracam za godzinę.-kobieta oddaliła ię a pozostali na placu uczniowie spojrzeli po sobie.

------------------------------------------------------------------------
Wybaczcie że tak długo mnie nie było. Prawdę mówiąc po prostu nie miałam czasu a teraz znowu się rozchorowałam.  Mimo to mam nadzieję że rozdział się spodobał i będziecie czytać dalej :D